|
|
|
|
Twórcy z charakterem. Miklós Jancso – filmowiec bezradności
Klasyk filmowego modernizmu w sposób mistrzowski portretował człowieka zdegradowanego przez mechanizmy przemocy.
Przełom lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku, to czasy gorące ideologicznie i bogate w formalne eksperymenty. Miklós Jancsó pojawił się wówczas jakby znikąd, z kinematografii znajdującej się na marginesie, choć szykującej się do międzynarodowej ekspansji. Właśnie z premierami filmów Jancsó, Szabó, Huszárika, Makka i Kovácsa łączy się zjawisko węgierskiej Nowej Fali – ponurej, często katastroficznej, bogatej w egzystencjalne i historiozoficzne analizy. Optymizmowi i jasnym barwom nie sprzyjał polityczny klimat. Węgrzy wciąż rozpamiętywali traumę budapeszteńskiej rewolucji '56 roku, wkroczyli w czasy „gulaszowego socjalizmu” promującego konformizm, poczucie bezsilności i osamotnienia, a przede wszystkim bierność. Właśnie wtedy, w 1965 roku, 44-letni Jancsó zaprezentował „Desperatów” – opowieść o psychicznych torturach, jakimi poddani zostali powstańcy Lajosa Kossutha. Temat nie zapowiadał arcydzieła, raczej akademicką kronikę węgierskiej martyrologii. Jancsó tymczasem opowiedział o grupie anonimowych więźniów, poniżanych, sterowanych przez tajemniczych nadzorców odzianych w czarne peleryny, którzy raz sugerują rychłe uwolnienie skazańców, by po chwili wysłać ich na tortury lub egzekucję. W „Desperatach” reżyser sprowadził fabułę do serii epizodów – przepięknych wizualnie, szlachetnie zrytmizowanych, ale powiązanych w dość swobodny sposób. Jako widzowie mieliśmy współodczuwać zagubienie bohaterów, kluczyć wraz z nimi po labiryntowej przestrzeni fortu i uczestniczyć w kolejnych grach, których reguł mieliśmy nigdy nie poznać. I tak u kresu czekać będzie na nas rozczarowująca puenta, a na skazańców – śmierć. Człowiek uprzedmiotowiony Jancsó konfrontował słabego i zniewolonego bohatera z instytucjami i ideologią. Ukazywał go jako ofiarę wojen, rewolucji i w ruinę obróconych idei, a także psychicznej i społecznej degradacji, których konsekwencjami stawały się przemoc, terror, gwałt i śmierć. Pesymizm reżysera wyrastał z przekonania, że siła charakteru czy dbałość o moralny rygoryzm muszą przegrać z mechanizmami władzy. W „Desperatach” wrogiem jednostki byli wspomniani oprawcy, czujni i władczy, niczym prekursorzy tak typowych dla XX wieku śledczych i obozowych nadzorców. Wyposażeni w instrumenty raczkującej jeszcze psychologii – podsycali antagonizmy, wprowadzali do przesłuchań emocjonalny szantaż i fizyczne upokorzenia. Na pozór po to, by zniszczyć psychicznie, przerobić ideologicznie i tak podporządkowanego sobie człowieka wysłać na śmierć. W rzeczywistości – raczej dla samej gry, dla upajania się władzą nad uprzedmiotowionym więźniem. Podobne mechanizmy pokazał Jancsó w filmie „Gwiazdy na czapkach” (1967) – historii oddziału węgierskich żołnierzy, którzy po I wojnie światowej walczyli w Rosji po stronie czerwonoarmistów. Bohaterowie, przekonani o swoich racjach, wręcz godzą się na tortury i śmierć, decydując się na samobójcze konfrontacje z wrogiem. Jancsó w zasadzie nie opowiada tu o ideologii, a bardziej o naiwności i okrucieństwie. W tym kontekście niezapomniana pozostaje scena w szpitalu polowym dla rannych z obu stron frontu – opiekująca się nimi pielęgniarka zostaje zgwałcona i naga porzucona nad pobliskim jeziorem.
Choreografia przemocy Swoją tetralogię Jancsó domknął „Ciszą i krzykiem” (1968), wstrząsającym opisem społecznej i emocjonalnej degradacji po upadku cesarstwa austro-węgierskiego, która prowadzi do sadystycznych zachowań nawet wśród najbliższych. A także „Ożywczymi wiatrami” (1968), autobiograficzną z ducha opowieścią o grupie socjalistycznych pionierów, którzy w późnych latach czterdziestych w przyklasztornej szkole wprowadzają komunistyczny terror. Twórca wprowadzał do filmu baletowy rytm: preferując puste, zgeometryzowane przestrzenie, inscenizował w nich swoisty ceremoniał, oparty na ruchu jednej postaci bądź całego tłumu. Świat emocji i wewnętrznych doznań bohaterów kształtował poprzez kontemplację przestrzeni czy ekspresyjną obserwację filmowego tła. Ten niezwykły styl zainspirował wielu twórców – między innymi węgierskiego mistrza Bélę Tarra, dobrze znanego bywalcom Nowych Horyzontów.
tekst RAFAŁ SYSKA
|
|
|
|
Moje NH |
|
Strona archiwalna
|
|
|
Nawigator |
|
Lipiec-sierpień 2009
|
|
|
|
|
Szukaj filmu / reżysera / koncertu:
|
Skocz do cyklu:
|
WYBIERZ CYKL
|
|
|