4. Krzyż Drugi: "barachło" Do czarnej rozpaczy doprowadzają Miauczyńskiego sąsiedzi, przypadkowo spotkani ludzie, szczekające psy. Winda, autobus, sklep stanowią pole walki, bowiem tam czyha obcy, a spotkanie z obcym to dla Miauczyńskiego zawsze starcie w walce o honor. Oczywiście honor skarlały - pojmowany jako prawo do własnej przestrzeń, niezależności graniczącej z izolacją. Dlatego zniewagą staje się przypadkowe popchnięcie siatką na zakupy, nawet spojrzenie. A walka wymaga odwzajemnienia tych wrogich gestów, prowadzi do ich wzmocnienia i kumulacji. Miauczyński - będący po prostu jednym z wielu uczestników tej paranoicznej rozgrywki - nie potrafi jej samodzielnie, definitywnie zakończyć: codziennie niezmordowanie podnosi rękawicę i rozpoczyna pojedynek na miny. Codziennie w męczarniach ocala swoją dumę. Ten jakże istotny składnik swojej życiowej postawy Miauczyński najwyraźniej zadeklarował w Dniu Świra w hymnie-modlitwie: Gdy wieczorne zgasną zorze, zanim głowę do snu złożę, modlitwę moją zanoszę, Bogu, Ojcu i Synowi dopier...cie sąsiadowi dla siebie o nic nie proszę tylko mu dosr...e proszę Kto ja jestem ? Polak mały, mały, zawistny i podły jaki znak mój ? krwawe gały Oto wznoszę moje modły, do Boga, Marii i Syna zniszczcie tego sku...syna, mego rodaka - sąsiada tego wroga, tego gada żeby mu okradli garaż żeby go zdradzała stara żeby mu spalili sklep żeby dostał cegłą w łeb żeby mu się córka z czarnym i w ogóle żeby miał marnie żeby miał AIDSA i raka oto modlitwa Polaka[19] To jedyny fragment Dnia Świra i jeden z niewielu we wszystkich siedmiu filmach Koterskiego, w którym porzucono ściśle subiektywną perspektywę Ja. Większość wydarzeń widz poznaje z punktu widzenia Adasia, tymczasem modlitwę recytują wspólnie wszyscy mieszkańcy mrówkowca. Okazuje się, że wariactwo głównego bohatera wcale nie jest odstępstwem od normy: otoczenie podziela jego manie. Rzeczywistość filmową potwierdził odbiór społeczny, który upowszechnił cytowany monolog - z upodobaniem powoływali się na niego publicyści, przytaczali internauci na blogach. W ten sposób Miauczyński, choć we własnym przekonaniu wyjątkowy, stworzony do wielkich czynów, staje się zwyczajny jak znienawidzeni sąsiedzi. Zżera go małostkowość otoczenia, ale sam też jest nią śmiertelnie zarażony. "Teraz jestem poetą i wiersz sobie piszę"[20] - Miauczyński oznajmia nam nagle znad batonika i poobiedniej kawy. Udaje mu się sklecić tylko pierwszy wers, a za brak weny oskarża wszystko, tylko nie siebie. Mentalność roszczeniowa determinuje całe jego życie. "Trzydzieści lat z moich czterdziestu zmarnował mi komunizm. Nerwica, umysłu zniewolenie, rozpad osobowości, skundlenie. Dzieła zniszczenia dokończyła demokracja."[21] - wypowiada czterdziestoczteroletni niespełniony reżyser. Po pięćdziesiątce, gdy stoczy się już na pijackie dno, będzie powtarzał w chórze z kolegami wciąż tę samą litanię: "Tyle lat mi zabrali. [...] Dlaczego wypadło mi żyć w takim kraju? W tej wciąż powracającej beznadziei?"[22]. Adaś Everyman pragnie Słowa i Czynu. Kończy z niczym. A może jest tak, jak skrycie przypuszcza: że potrafiłby być wielki w czasach heroicznych? Wciąż daje do zrozumienia, że został stworzony do wyjątkowych zadań, że wystarczy tylko "oddzielić się od barachła"[23]. Życie w nudnych czasach pozwala mu na tę drobną psychiczną satysfakcję: nie musi niczego dokonywać, by żywić przekonanie, że najlepiej sprawdziłby się w rewolucji. Czuje się niezrealizowany, bo nie dano mu nawet szansy na tragizm, a jego upadki są nieznaczące dla milionów. [19] Dzień Świra. [20] Tamże. [21] Nic śmiesznego. [22] Wszyscy jesteśmy Chrystusami. [23] Dzień Świra.
|