Varia
Filmowa przestrzeń ENH
Twórcy z charakterem
Moje nowe horyzonty - felietony Romana Gutka
Polityka Poleca - Przewodnik Festiwalowicza
Selekcjonerzy z festiwali
Krytycy w Winnipeg
Nagroda im. K. Mętraka
Ciekawostki z przestrzeni ENH
ENH poleca: książki Krytyki Politycznej
Krakowska Szkoła Filmu i Komunikacji Audiowizualnej
II nagroda
2.

"W spazm zachwytu zmieniając (…) rozbryzgi fontann chłoszczących marmury"
(Paul Verlaine, Światło księżyca)
 

I właśnie w tym momencie na scenie zjawia się Edward Cullen. Finezja jego ruchów naznaczona jest wyraźnym sentymentem do Christophera Reeve'a w roli Supermana. Aż ciśnie nam się na usta słynne "uwierzysz, że człowiek potrafi latać!". Przeskakuje z gałęzi na gałąź pilnując by nie podrzeć jeansów, nie poplamić koszuli i nie dać opaść grzywce, która w tej pozycji niechybnie naraziłaby go na oskarżenie o sympatyzowanie z kulturą emo. Edward zeskakuje tuż przed naszą twarzą na bogaty grunt wampirycznej tradycji i stąpa po nim jak gdyby jedyną jego właściwością było to, że nie plami ubrań. Upudrowana kamienna twarz przywodzi na myśl kreacje Bustera Keatona i mimowolnie zastanawiam się, czy podobnie jak u owego geniusza komedii slapstickowej objęte jest to zapisem w kontrakcie. Wreszcie wyciąga rękę w naszym kierunku i mówi "Zabijałem już wcześniej", a my pomimo wagi tego stwierdzenia poddajemy się presji otoczenia i odpowiadamy "To nie ma znaczenia". Nagle uderza nas, że to nie wampir pozbawił się właściwości, ale nasz zbiorowy fantazmat tak boleśnie go wykastrował. Edward nie tylko przestał uosabiać wszystko co wyparte, czy czarować ambiwalencją erotyki i niebezpieczeństwa, on sam zbladł ze strachu. Wampir o Zmierzchu sam potrzebuje wampira - brudnego, śmierdzącego, obleśnego potwora, który w najgorszym koszmarze ubrudzi mu ręce, rozczochra, chuchnie nieświeżym oddechem i przypomni o zmysłowości świata. Cullen zastąpił czarną jak noc pelerynę białym pulowerem stając się wybrańcem słońca, którego promienie rozświetlają jego pokrytą gwiezdnym pyłem skórę. Edward jest purytańskim Ziggym Stardustem XXI wieku, pozornie pozbawionym swojej widowni, która wzdycha ukryta za barierą ekranu. Żeby zrozumieć jego musimy spojrzeć na siebie.
 

"Oboje rano zwijamy tubkę z pastą do zębów, równo i od samego dołu"
(Charles Bukowski, Sens był niejasny)
 

A nas reprezentuje Bella Swan grana przez Kristen Stewart, którą kojarzymy z filmu Seana Peana Wszystko za życie. Męska część widowni pamięta ją z reguły dlatego, że główny bohater się z nią nie przespał. I byłoby to naganne skojarzenie, gdyby nie fakt, ze pasuje jak ulał. Erotyka relacji Belli i Edwarda nosi bowiem schulzowski rys opierając się na dynamice napięciem pomiędzy jej sadyzmem i jego masochizmem. Ich wspólne "sesje" są festiwalem aseksualnej perwersji. On całą noc stoi przy jej łóżku powściągając swój instynkt drapieżcy niczym samobiczujący się mnich, a ona rozkoszuje się jego wypełnionym cierpieniem spojrzeniem. Oboje obdzierają się z resztek zmysłowości, a proces bolesnego wybielania jest źródłem sadomasochistycznej rozkoszy. Ich związek to równocześnie wariacja na temat syndromu sztokholmskiego. Zapewnienia o wzajemnym uczuciu, przeplatane są dość cierpkimi chwilami refleksjami na ten temat. Edwarda stymuluje słodki zapach młodej dziewczyny, Bella przyciągana jest przez każdą molekułę jego ciała, które jak sam przyznaje zaprojektowane zostało tak by zwabić ofiarę.

W jednej ze scen filmu para mija zawieszony na ścianie obraz, który przypomina płótna Mondriana. Z rozmyślań na temat malarskich gustów wampirów wyrywa nas brutalnie wyjaśnienie Cullena. Harmonijna kolorowa kompozycja złożona jest z jego absolwenckich czapek. Nagle zdajemy sobie sprawę, że 17-letni Edward, który do tej pory tak wiarygodnie wypadał w roli nastolatka jest infantylnym staruszkiem, który nigdy nie dorośnie lub raczej wiecznie dojrzewającym chłopcem, który nigdy nie stanie się mężczyzną. Jeśli jest on projekcją fantazji Belli, to dziewczyna wybiera życie u boku Piotrusia Pana. Jeszcze sto lat temu ten sam dylemat przeszkodził związać się z nim dorastającej Wendy. W całej sytuacji tkwi jeszcze jeden niepokojący element. O ile bowiem porzucony chłopiec sam odnalazł drogę do Nibylandii, o tyle Edward przemieniony został przez doktora Cullena. Fakt ten, sam w sobie, nie budzi podejrzliwości, natomiast przyglądając się pozostałym członkom rodziny nabieramy wątpliwości co do motywacji pana domu. Cullen, nie licząć swojej małżonki, przemienia bowiem tylko nastolatków skazując ich na wieczną podległość, wpisując w rolę niepełnoletnich synów, którzy chcąc dochować reguł maskarady muszą się podporządkować. Ich wiek odbija się jedynie w nieco archaicznych gustach muzycznych (Clair de Lune, Claude'a Debussy), zaś charakter flirtujących z kazirodztwem związków, podkreślany wszechobecną bielą sugeruje jednoznacznie, iż nigdy nie dochodzi do ich konsumpcji.

Co ciekawe, w przedstawionej w filmie Ameryce nikt nie zdaje sobie sprawy z istnienia potężnego zrębu wampirycznej tradycji. Chłopcy w polskich przedszkolach ganiają w piaskownicy dziewczynki przystawiając mające imitować kły palce wskazujące do ust, zaś Bella mając wszystkie potrzebne dane musi udać się do starego indiańskiego antykwariatu po książkę, z której wynika mniej niż z filmu Toda Browninga. Taka wizja zmierzchu nosi niemal spenglerowskie zabarwienie - wampir schyłku, będący ewolucyjną wypadkową przodków zapomina o swoich korzeniach a wraz z nim zapominamy my.
 

"Ameryko, wciąż jeszcze ci nie powiedziałem
co zrobiłaś wujkowi Maksowi gdy przybył z Rosji"
(Allen Ginsberg, Ameryko)
 

Każdy kto oglądał Sześć stóp pod ziemią widział czym różni się amerykański umrzyk od polskiego. Tradycja eksponowania wypieszczonych, oczyszczonych i umalowanych zwłok, które emanują niewzruszony spokój zamiast nieprzyjemnego zapachu musiała wpłynąć na wizerunek żywego trupa. Tym bowiem jest wampir - fantazją o nekrofilskim charakterze i jakkolwiek byśmy go nie estetyzowali on wciąż pozostanie truchłem. Uczucia wiążące się z seansem Zmierzchu ewoluują zgodnie z logiką kawału o rebe, na samym początku ulegamy wrażeniu, że filmukradł wampira, następnie odnajdujemy go zakamuflowanego pod warstwą patyny, ale niesmak pozostaje.

Stanisław Liguziński
 



Stanisław Liguziński, urodzony 25.07.1987 w Bochni. Student IV roku Filmoznawstwa oraz III roku Porównawczych studiów Cywilizacji na Uniwersytecie Jagiellońskim. Zdobywca II miejsca w XVII Ogólnopolskim Konkursie Wiedzy o Filmie. Współzałożyciel oraz organizator projekcji filmowych w ramach Klubu Kinofilów pod wezwaniem Maciste w Bochni, oraz Dyskusyjnego Klubu Filmoznawców UJ. Obecnie przebywa na półrocznym stypendium w Holandii na Uniwersytecie Amsterdamskim. Odbywa staż w Smart Project Space w Amsterdamie gdzie odpowiedzialny jest za programowanie repertuaru kina. W Krakowie pracuje jako prelegent w ramach Nowych Horyzontów Edukacji Filmowej w Kinie Pod Baranami.

  1 2 3
Moje NH
Strona archiwalna
Nawigator
Lipiec-sierpień 2009
PWŚCPSN
23 24 25 26
27 28 29 30 31 1 2
Program:
Mój plan:
Indeks A-Z
Koncerty
Filmy nieme w Operze
Szukaj
filmu / reżysera / koncertu:
Skocz do cyklu:
WYBIERZ CYKL
Czy wiesz, że...

Korporacja Ha!art i Stowarzyszenie Nowe Horyzonty przygotowali książki poświęcone najważniejszym tegorocznym wydarzeniom festiwalowym. Premiery wszystkich tytułów odbędą się podczas 9. MFF ENH.

>
/Co to jest?
JESTEŚMY NA FACEBOOKU LINKI:
© Stowarzyszenie Nowe Horyzonty 2007-2009  /  festiwal@enh.pl  /  www.enh.pl  /  realizacja: Pracownia Pakamera