Varia
Filmowa przestrzeń ENH
Twórcy z charakterem
Moje nowe horyzonty - felietony Romana Gutka
Polityka Poleca - Przewodnik Festiwalowicza
Selekcjonerzy z festiwali
Krytycy w Winnipeg
Nagroda im. K. Mętraka
Ciekawostki z przestrzeni ENH
ENH poleca: książki Krytyki Politycznej
Krakowska Szkoła Filmu i Komunikacji Audiowizualnej
Wyróżnienie
1.

Kolejne wątpliwości tyczą się tych symboli, które zdaniem Piotra Wojciechowskiego warunkują "fałszywie nieobecne" przesłanie. Należą do nich: skłonność do ulegania używkom, w rzeczywistości sugerująca pytanie o granice ulegania w kontekście szerszym, egzystencjalnym; natarczywy brak sutanny oraz seks, traktowany instrumentalnie, pozbawiony znaczenia, naznaczony egoizmem i chęcią odreagowania. Także trzykrotny upadek choinki w trakcie wigilijnego wieczoru oraz żarty domowników z wypisanej ze szpitala i obecnej po raz ostatni w domu matki kojarzą się autorowi artykułu jednoznacznie i choć nie wyraża tego wprost, łatwo domyślić się jak bardzo rażą go te asocjacje. Muszę przyznać, że ja akurat takiego spostrzeżenia nie miałam, upadanie i podnoszenie choinki, żarty przemieszane z rozpaczą (czy raczej rozpacz z żartami) skojarzyły mi się raczej z przekorą założeń egzystencjalistów. Dalej autor stwierdza, o czym już wspomniałam, że strach bohaterów przed sutanną to na poziomie pozatekstowym strach twórczyni przed metafizyką. Miałabym ochotę brutalnie skonstatować, że poza pewnymi wyjątkami, metafizyka w sztuce oznacza sentymentalizm, natomiast w życiu - patos (tylko czy wtedy jest to metafizyka?). Szumowska nie ucieka od naddatku znaczeń, ona ich po prostu na silę nie dokleja. Ksiądz bez sutanny załatwia spokój sumień szybko i dowcipnie, rozbrajając grozę sytuacji ucieczką od uświęconej przez tradycję formy. Nie byłabym skłonna do tego, aby nazbyt usilnie doszukiwać się w tym fragmencie niechęci do instancji wyższej, osądzającej oraz jej przedstawicieli. To raczej gombrowiczowska kpina z formy i ponowne wykazanie martwoty (nomen omen) tradycji w obliczu umierania. Czy rytuały zachowują swój sens w samym epicentrum cierpienia? Szumowska dość jednoznacznie odpowiada, że nie. Ale przyznaje się także do tego, że alternatywnej propozycji podać nie potrafi. Bo nie jest nią przecież wypalanie kilku paczek papierosów dziennie, seks bez miłości, imprezy, alkohol czy desperackie rzucenie się w wir poszukiwania nowej jakości w sztuce (mam tu na myśli wysłanie przez Julię zdjęć komórek nowotworowych matki na weneckie biennale). Szumowska pokazuje całą tą szamotaninę po to, by ostatecznie obnażyć jej bezcelowość. Małżeństwo bez miłości rozpada się (co niewątpliwie jest winą obojga partnerów, ich zawodowej zachłanności i nieumiejętności porozumienia), seks nie dostarcza odpowiedzi na żadne z pytań Julii, alkohol w pewnym momencie przestaje odgrywać swą rolę (czy nie jest to w pewnym sensie gorzkie rozstrzygnięcie kwestii "granicy ulegania"?), a zdjęcia zostają odrzucone. Wojciechowskiego dziwi to, że Julia bardziej przeżywa to ostatnie rozczarowanie, ignorując nieudane związki. Czy na pewno? Taka kategoryczność wydaje mi się trochę na wyrost, natomiast prawdą jest, że sztuka i ambicje artystyczne potrafią przesłonić to, co w poradnikach dobrego życia określane jest jako najważniejsze. Jednak wszystko w tym filmie wskazuje na to, że "tego, co najważniejsze" Julia jeszcze nie znalazła. Ważni byli rodzice, zawodowe sukcesy, poczucie bezpieczeństwa. Teraz to zniknęło. Trzeba podjąć wysiłek budowania od nowa. Wskazówki i tropy mogące prowadzić do rozwiązania lepszego, sensowniejszego niż inne, nie istnieją lub są w tym akurat momencie życia niewidoczne dla bohaterki. Zakończenie zawiesza niejako duchową kondycję Julii, nie wiemy na jakich zasadach rozpocznie ona nowe, odmienione życie. I właśnie to kategorycznie ucięte zakończenie, nie zawierające żadnych treści, które pozwalałyby spojrzeć na minione 90 minut filmu z innej perspektywy, decyduje moim zdaniem o braku przesłania.

Na sam koniec pragnęłabym odnieść się do skomentowanej przez Piotra Wojciechowskiego postaci Adriana, przyjaciela Julii. Autor pisze o nim tak: "jego milczenie, spokój, łagodny dystans, tworzą z niego w pierwszej połowie filmu postać-obietnicę, potencjalnego proroka, guru, mędrca. Adrian jest inny i dlatego jest jakimś zwiastunem nadziei.(…) Aby jednak rozpacz była pełna, nie może być nadziei, nie może być sensu i w drugiej połowie opowieści Adrian jest kompromitowany(…)." O tym, w jaki sposób został on przez Szumowską skompromitowany, pisałam już wcześniej. Pojawia się zatem kolejna dekonstrukcja, tym razem mitu mędrca. Jak wiele znamy w życiu osób będących jego ucieleśnieniem? A jak wiele znamy takich, które w pewnej chwili wydają się po części nim być, lecz w innej sytuacji, w innym czasie i tak okazują się - co za sromotne rozczarowanie! - "tylko" ludźmi? Adrian na samym początku karmi Julię i widzów swym transcendentalnym "nie wiem", a potem przechodzi do czynów. Uprawia seks, pije, nieudolnie stara się pomóc Julii, co znajduje finał w obustronnej kapitulacji. Myślę, że wolę jednak oglądać na ekranie takich bohaterów niż pozwalać karmić się złudną wizją spełnionych proroków. Nie mogę także zgodzić się na użyte przez Wojciechowskiego określenie "kompromitacja". Czy słabość to zawsze kompromitacja? Tu przywołam kolejny cytat: "śmierć rodziców Julii jawi się widzowi jako odległy finał tragedii, echo tragedii, a nie tragedia sama, krzyk rozpaczy, ich umieranie bowiem nie jest odchodzeniem ze świata żywych, ale ze świata, w którym poległy i zostały pogrzebane Rodzina, Godność, Tradycja, Miłość(…)." Tak, tylko problem tkwi w tym, że ten świat to jedyny jakim dysponujemy, a jego ulepszonej wersji nie znajdziemy zapisanej na kartach bliżej nieokreślonej przeszłości, a co najwyżej w pismach Platona. Użyte w tekście wielkie litery rozpływają się w głębinach życia, a jak nieraz się okazuje, także i sztuki.

Podczas lektury artykułu Piotra Wojciechowskiego nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że w całości opiera się on na tęsknocie za oglądaniem na ekranie świata mogącego stanowić chwalebny etycznie przykład. Tym zaś film Szumowskiej zdecydowanie nie jest. Pokazuje on bowiem rozpad swobodny, nieograniczony gorsetem obyczajowej poprawności czy religijnej pokory. Szumowska jest porażająco konsekwentna w wykreślaniu świeckich i religijnych rytuałów. Żadnego nie oszczędza. Seks nie daje ukojenia tak samo jak modlitwa. Co zatem je daje? A to już kwestia pozostawiona do indywidualnego rozpatrzenia. W tym właśnie odnajduję odwagę i dojrzałość reżyserki; to ona jest tym prorokiem o wielu twarzach, który z jednej strony szydzi, a z drugiej mówi "nie wiem". I robi taki, a nie inny film. Zaś ukojenie tęsknot, które wyczytałam między wierszami w artykule "Obiektyw jak okruch lustra" jest możliwe i sam jego autor naprowadza czytelnika na oazę wolną od absurdu, choć w rozumieniu światopoglądowym nie dla każdego jednakowo przyjazną: Biblię. Największy artysta i najświetniejszy krakowski intelektualista nie byłby w stanie powtórzyć wyczynu ewangelistów. I za tą tezą film Szumowskiej z całą pewnością przemawia.

Anna Kiedrzynek

(tekst ukazał się na stronie: www.gpunkt.pl)
 


Anna Kiedrzynek - urodzona w 1990 r. w Lublinie, tegoroczna maturzystka, absolwentka III Liceum Ogólnokształcącego im. Unii Lubelskiej. Od października planuje podjąć studia polonistyczne na Uniwersytecie Warszawskim. Dwukrotna laureatka Ogólnopolskiego Konkursu na Recenzję Filmową im. Irka Siwińskiego. Od marca br. stale współpracuje z redakcją wrocławskiej strony www.gpunkt.pl .

  1 2
Moje NH
Strona archiwalna
Nawigator
Lipiec-sierpień 2009
PWŚCPSN
23 24 25 26
27 28 29 30 31 1 2
Program:
Mój plan:
Indeks A-Z
Koncerty
Filmy nieme w Operze
Szukaj
filmu / reżysera / koncertu:
Skocz do cyklu:
WYBIERZ CYKL
Czy wiesz, że...

Kobiecość będzie jednym z tematów obecnych podczas tegorocznego festiwalu Era Nowe Horyzonty.

>
/Co to jest?
JESTEŚMY NA FACEBOOKU LINKI:
© Stowarzyszenie Nowe Horyzonty 2007-2009  /  festiwal@enh.pl  /  www.enh.pl  /  realizacja: Pracownia Pakamera